piątek, 24 stycznia 2014

Rozdział 28

27.01.2004r. sobota
Co czuję? Wstręt, złość, bezbronność, lęk, cierpienie, żal, ból...
  Próbuję nie użalać się nad sobą ale nie wychodzi mi to najlepiej. Wiem, że to do mnie nie pasuje. Odważna i zarazem pyskata Hermiona Granger nie umie sobie poradzić ze swoim życiem. Cała ta sytuacja przytłoczyła mnie na tyle, że musiałam wyjechać i przemyśleć parę spraw. Powiedziałam dyrektorce, że w poniedziałek wrócę do Hogwartu ale nie wiem czy jestem do tego aż tak bardzo przekonana. Do czego mam wrócić? Nie mam nikogo. Moje przyjaciółki mają chłopaków, Ron jest chory, nie wiadomo ile jeszcze mu zostało czasu, Malfoy to dupek, który myśli tylko o sobie, a James? Pewnie znowu będzie chciał się mną zająć. Nie mam już na to wszystko siły. Czasem się zastanawiam czy Hogwart jest tak naprawdę dla mnie odpowiednim miejscem. Ja chyba tam nie pasuję. I znowu to robię. Użalam się. Normalnie wzięłabym się za siebie, i próbowałabym się zemścić na Lestrangu za to co mi zrobił lecz czy to coś da? Nie sądzę. Poza tym całowałam się z nim, dotykałam go więc każdy uzna, że zmyślam. Nikt tego nie zrozumie, ale gdy zaczął mnie dotykać to tak naprawdę czułam się taka bezbronna... Nie wiedziałam co robić. Na początku chciałam mu się wyrwać ale później coś mnie sparaliżowało. A gdy się zorientowałam co się dzieje to było już po wszystkim. Potrzebowałam odpoczynku, a zwłaszcza samotności.
  Wycieczka do Londynu była dla mnie bardzo odprężająca. To jedno z moich najlepszych wydarzeń które zdarzyły się w ciągu ostatnich tygodni. Wraz z rodzicami mieszkałam przy ulicy High Holborn. Nasz dom był parterowy. Mama zawsze dbała aby wokół domu rozciągał się wspaniały ogród. Teraz to była tylko trawa która od kilka miesięcy nie było koszona, a kwiaty dawno uschły co powodowało brzydki zapach wokół całego domu. Czułam, że czeka mnie mnóstwo pracy. Najpierw musiałam wybrać się do biura nieruchomości aby zaznajomić się jak się mają sprawy jeśli chodzi o zakup domu. Na szczęście nad tymi sprawami sprawował wieloletni przyjaciel rodziny Lucas Davis. Pamiętam go gdy miałam dziewięć lat, a on siedemnaście. Wciąż mi się psocił. Jego biuro mieściło się niedaleko ulicy High Holborn. Miałam nadzieję, że  Lucas znajdzie dla mnie trochę czasu. Przy burku siedziała sekretarka i coś notowała.
- Dzień dobry, przepraszam czy pan Davis dzisiaj pracuje? - zapytałam.
- Tak, a o co chodzi, jest pani umówiona? - zapytała kobieta.
- Nie, ja jestem przyjaciółką. - odparłam. - Czy mogłabym się z nim zobaczyć?
- Jeśli pani nie jest umówiona to przykro mi ale nie.
- Ale to ważne...
- Hermiona Granger?! - usłyszałam za swoimi plecami.
  Odwróciłam się i ujrzałam ten sam błysk w oku, Lucas! Wyrósł, zmężniał, bardzo się zmienił. Miał misternie zaczesane włosy, niebieskie oczy, a w garniturze było mu bardzo do twarzy.


- Cześć Lucas. - odparłam i lekko się uśmiechnęłam. 
- Chodź, zapraszam cię do biura. - odparł mężczyzna, - To opowiadaj. 
- Właściwie to nie mam o czym. - powiedziałam. 
- Słyszałem o twoich rodzicach. - westchnął Lucas. - Przykro mi, Hermiono. 
- Ehh, no właśnie wysłałam ci wiadomość odnośnie sprzedaży domu. Są jacyś kupce? - zapytałam. 
- Jest jedna rodzina która chciałaby się tam jak najszybciej wprowadzić. Cena zakupu 50000 funtów. Czy to ci odpowiada? 
- No jasne, że tak. - powiedziałam rzeczowo. - Kiedy mam zabrać swoje rzeczy? 
- Do końca marca. - wyjaśnił Lucas. - Niestety aby podpisać umowę będziesz musiała przyjechać ponownie do Londynu. W internacie uczysz się ostatni rok, tak? 
- Tak. - powiedziałam. - Dzięki, Lucas. Za wszystko. 
- Nie ma za co. Bardzo szanowałem twoich rodziców. W każdej sytuacji zawsze możesz na mnie liczyć. 
- Taki fajny z ciebie facet. Aż dziw, że jeszcze się nie ożeniłeś. 
- Wciąż szukam. - powiedział Davis. - Masz dzisiaj jakieś plany? 
- W sumie zacznę pakować rodzinne pamiątki. Ubrania oddam na rzecz biednych i muszę posprzątać ogród. Jest tam strasznie brudno. - wyjaśniłam. 
- To może ci pomogę? -zapytał Lucas. 
- Nie wiem czy to dobry pomysł... Chyba nie w garniaku co? 
- Nie, oczywiście że nie. Przebiorę się. Poza tym jesteś dla mnie jak młodsza siostra. Jak mógłbym ci nie pomóc. O szesnastej będę pod domem. 
 Jak siostra... ehhh. Taki przystojniak a on widzi we mnie tylko siostrę. 
- Jeśli nalegasz. - westchnęłam. - Szczerze mówiąc przyda mi się pomóc. 
- Przyjadę tak o siedemnastej. - oznajmił. 
  Szybko przytaknęłam i wyszłam z jego gabinetu. Nie wiem czy to jest dobry pomysł. Wystarczyłoby abym użyła swojej różdźki i od razu oporządziła ogród, a tak zajmie mi to wszystko cały dzień. 
  Lucas Davis - pogromca niewieścich serc. Jestem ciekawa o czym będę z nim rozmawiać. Jest ode mnie starszy o dziewięć lat. Szybko wróciłam do domu. Weszłam do środka i zrobiłam sobie kubek gorącej czekolady. Rozejrzałam się wokół. Brud, nieporządek i wszechogarniająca pustka. Poszłam do sypialni rodziców by popakować ich ubrania do worków, które znalazłam w kuchni. Znalazłam nasze wspólne albumy rodzinne. Postanowiłam, że je zatrzymam. To są wspomnienia,, ich się nie da kupić za żadne pieniądze. Zastanawiałam się nad biżuterią. Hm, chyba ją też zatrzymam. Mama miała świetny gust jeśli chodzi o te wszystkie błyskotki. Nagle do drzwi ktoś zapukał. Otworzyłam. Okazało się, że to była pewna  starsza pani. Nie znałam jej. 
- Witaj, Hermiono. - odparła staruszka. 
- Dzień, dobry, kim pani jest? - zapytałam. 
- Mów mi Rachel. Czy mogę wejść? 
- Nie wiem, nie znam pani. 
  Mimo wszystko kobieta bez żadnych zahamowań weszła do salonu i usiadła na kanapie. 
- A ja znam cię bardzo dobrze moje dziecko. - odparła Rachel. 
- Skąd? 
- Jesteśmy do siebie bardzo podobne, kochana. Ja tez jestem czarodziejką. 
- Skąd pani...? 
- Coś cie trapi, prawda? Ktoś cię skrzywdził. Mężczyzna? 
- Nie pani sprawa. - warknęłam. 
- Mężczyzna. - szepnęła Rachel. - Kochasz go? 
- Nie! - zawołałam. 
- Ale na pewno kogoś kochasz...
- Czego ode mnie pani chce?!
- Mówi mi Rachel. - naciskała staruszka. - Otwórz serce. Wiem, że wiele przeszłaś. Znam historię twoją i twoich rodziców. Dzień przed śmiercią przekazali mi dla ciebie list w którym ostatecznie się z tobą pożegnali. 
  Staruszka podała mi kawałek papieru. 
- Przeczytaj. - odparła staruszka. - To ci pomoże całkowicie uwolnić się od przeszłości, a przynajmniej po części. 
- Nie wiem co mam ci powiedzieć. Jestem lekko zaskoczona. Kim ty w ogóle jesteś?
- Powiedzmy, że kimś kogo już nigdy więcej nie zobaczysz...
  I zniknęła. Spojrzałam na list. Miałam mieszane uczucia lecz rozwinęłam kartkę i zaczęłam czytać. 


Córeczko, 
  czasem życie nie jest takie proste jak nam się wydaje. Krzywdzą nas ludzie, którzy byli dla nas całym światem. Pewnie zastanawiasz się do czego zmierzamy.. Otóż, jest w twoim otoczeniu ktoś kto o Ciebie dba na naszą prośbę. Nie oceniaj go zbyt surowo. Po prostu pogubił się i musi dojrzeć do tego kim naprawdę jest. Nie możemy Ci ujawnić kim ten ktoś jest. Jeszcze nie jesteś na to gotowa. On jest tuż obok Ciebie. Jeśli czytasz ten list to znaczy, że nie udało nam się przetrwać. Ty jesteś silna. Na pewno poradzisz sobie ze wszystkim co Cię spotka. 
  Poprosiliśmy Rachel aby wręczyła Ci ten list. To nasza nowa sąsiadka. Ty nie zdążyłaś jej poznać lecz to bardzo życzliwa osoba. Jest jedną z was. Ma w sobie siłę. Potrafi przepowiedzieć co się stanie w najdalszej przyszłości. Przepraszamy, że nie możemy być teraz z tobą. Kochamy cię. 
Rodzice

I jak przy tym nie płakać? Tak bardzo za nimi tęsknię. Nikt nie potrafi zapełnić mi tej pustki w sercu jaka jest strata kogoś bliskiego. Wiem, że ludzie postrzegają mnie jako silną i niezależną kobietę, ale w środku czuję się taka bezbronna. Mam poczucie samotności i dlatego czasem nie umiem sobie z tym poradzić. 
  Spojrzałam na zegarek. Zaraz przyjdzie Lucas. Muszę jakoś doprowadzić się do porządku. Usłyszałam pukanie do drzwi. Od razu otworzyłam. Wygląd Lucasa trochę mnie zaskoczył. Dresy, bluza, i włosy w nieładzie. 
- To ty Lucas? - zapytałam. 
- A co, niepodobny? - zapytał mężczyzna i lekko się do mnie uśmiechnął. 
- Nie. - odparłam i go objęłam. - Wejdź. Napijesz się czegoś?
- Może później. To od czego zaczynamy? 
- Zajmiemy się pakowaniem ubrań, niepotrzebnych rzeczy oraz sprzątaniem. A na koniec najgorsze. Ogród. 
- Może jakąś muzykę, zapodasz? 
- Ależ oczywiście. 
  Włączyłam radio. Nie chciałam aby panowała niezręczna cisza. Cóż, był starszy i nie wiedziałam o czym mam rozmawiać. 
- Dlaczego się przeprowadzasz? - zapytał nagle. - Nawet nie wiesz jak trudno w dzisiejszych czasach znaleźć coś małego i w dodatku taniego. 
- Zbyt dużo wspomnieć. To wszystko mnie przytłacza. - wyjaśniłam. 
- Rozumiem. - odparł Lucas. - Zmieniłaś się do poznania, Hermiono. 
- Nieee, po prostu dorosłam. 
  Musiałam wejść na drabinę, aby wyciągnąć resztę rzeczy z szafy. Zachwiałam się, zaczęłam panikować i nagle poczułam silne i umięśnione ramiona. 
- Spokojnie, jako twój przyszywany starszy brat zamierzam cię chronić i przytulać gdy zajdzie taka potrzeba. 
- Wariat. - odparłam i wytknęłam język. 
   Ogólnie spędziłam z nim miłe popołudniu. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że nie każdy facet jest taki jak James. Po trzech godzinach wspólnej pracy Lucas pojechał do swojego domu, a ja wzięłam prysznic i położyłam się spać. To był miły dzień. Rzeczywiście jestem szczęśliwsza gdy spędzam czas poza Hogwartem. Może rzeczywiście nie powinnam tam wracać...

28.01.2004r , niedziela
  Wstałam około dziesiątej rano. Byłam wypoczęta. Zamierzałam coś zjeść i wybrać się na cmentarz do rodziców. Później czekało na mnie ostateczne podjęcie decyzji. Zemsta nic nie rozwiązuje, a w tym przypadku rozmowa tym bardziej. Powrót oznacza walkę, a odejście oznacza ucieczkę. Przecież nie jestem tchórzem. Można mi wiele zarzucić ale nie to. 
  Późnym wieczorem zmęczona wróciłam do Hogwartu. Przed wejściem do zamku stał Malfoy, który palił papierosa. Miałam wrażenie, że mi się przygląda. 
- Nie przywitasz się ze mną, Granger? - zakpił Malfoy. 
- Jeszcze czego. - westchnęłam. - Ne martw się, nie tęskniłam za tobą. Miałam o wiele lepsze towarzystwo. 
- Byłam z jakimś facetem? - warknął. 
- Nic ci do tego. - odparłam. 
- Słuchaj, Granger. Nie pogrywaj ze mną. 
- Daj mi spokój. Dopiero wróciłam. 
- Nie zgrywaj cnotki. - odparł blondyn. 
  No i teraz przesadził. Popchnęłam go prosto na śnieg. Miałam dość jego docinków.
- Oższ ty mała... - zawołał Draco i przyciągnął mnie prosto na siebie. 
- Puszczaj! - krzyczałam. 
   Dostałam jakiegoś ataku. Nie umiałam tego wyjaśnić ale od razu przypomniał mi się James. Wyrywałam mu się na wszystkie strony. 
- Uspokój się, Granger. - wyszeptał. - Nic ci nie zrobię, obiecuję... Granger, słyszysz mnie? 
- Ja tylko... - zaczęłam. - Przepraszam. 
  Wyrwałam mu się i zaczęłam biec do swojego dormitorium. Nie wiem co się dzieje. Malfoy, jego dotyk, to wszystko było takie realne. Bieg do domitorium był dla mnie wiecznością. Gdy dotarłam pd razu rozłożyłam się na łóżku. Po jakiejś godzinie do mojego pokoju wparowały Luna i Ginny. Okazało się, że mają dla mnie jakieś wieści. 
- Nie zgadniesz co się stało... - zaczęła Ginny. 
  Nie było mnie dwa i pół dnia, a dziewczyny od razu wyhaczyły jakieś nowe ploty. Z chęcią posłucham. 

***
Wiem, że rozdział jest trochę później niż zwykle. Mam wrażenie, że jest dłuższy niż zwykle. Mam nadzieję, że się wam podoba, ja mam mieszane uczucia.Rozdział taki przejściowy choć w sumie nie jest nudny. Po prostu mało dramione ale to powolutku będzie się zmieniać. Lucas jest postacią epizodyczną choć ja go osobiście polubiłam. Może dlatego, że twarzy użycza mu serialowy Chuck Bass. Postać staruszki jest prawdziwa. Śniła mi się kiedyś i postanowiłam ją wpleść do opowiadania. Aha i jeśli macie jakieś pytania to piszcie na ASKA lub po prostu w komentarzu. Jeśli wstawiliście nowy rozdział na waszego bloga a nie skomentowałam a zawsze komentuje to zostawcie mi swój link. ;) Zakręcona przez tę mróz jestem. Planuję 40 rozdziałów, mam nadzieję że dam radę. Chcę się wyrobić do końca marca. A później planuję nowe opowiadanie ale nie wiem czy Dramione. Miałam tylko taki pomysł, ale nie wiem czy by się wam spodobało. Na razie o tym nie myślę. W ferie pojawi się miniaturka na moim drugim blogu. Mam nadzieję, że ją skończę. Będę miała trochę więcej czasu.  Ja mam
 ferie od trzeciego lutego więc jeszcze tydzień. Musze być silna ;) 
Zapraszam do czytania i komentowania. 
Przepraszam za błędy. 

Mia


poniedziałek, 13 stycznia 2014

Rozdział 27 troszkę +18

25.01.2004r , czwartek
  No tak jak się sprawy mają...
 Hermiona rusza do kuchni. Przez żołądek do serca. Aby jakoś zbliżyć siebie, Draco i Mike'a postanowiłam zorganizować wspólne gotowanie. Wiem, że to niezbyt mądre z mojej strony ale w końcu o to chodziło McGonnagall. Poza tym nas była trójka, a każda drużyna liczyła czworo osób. Więc tym bardziej należało pokazać się z lepszej strony.
- Granger, czy ty na mózg upadłaś?! - zawołał Malfoy. - Gotowanie jest ponad moje siły.
- A ja tam lubię. - odparł Mike. - Umiem zrobić ciasto czekoladowe, tiramisu, spagetti i parę innych potraw.
- To co proponujesz? - zapytałam.
- Halo, czy coś w ogóle mnie słucha? - odezwał się Draco.
- Nie. - odparłam. - Myślę, że na początek może spagetti...
- Nie jadam niczego co jest mugolskie. - wybrzydzał blondyn.
- Ty nie musisz tego jeść, Malfoy. Wystarczy, że przygotujesz. - odparłam.
  Ja i Mike nie zwracaliśmy uwagi na fochy Malfoy'a. Dopiero teraz zdążyłam zauważyć, że Draco zachowuje się jak baba. Non stop wybrzydza i ogląda siebie w lustrze. Gdy podałam mu cebulę do obrania i pokrojenia miał minę jakby przynajmniej Voldemort obdzierał go ze skóry. Po pół godzinie cały zapłakany podał mi pokrojoną cebulą. Szczerze mówiąc nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Próbowałam jakoś zapanować nad swoimi odruchami ale niechcący pobrudziłam Mike'a przecierem pomidorowym i od tego się zaczęło. Zaczęliśmy się rzucać jedzeniem co musiało wyglądać naprawdę komicznie. Gdy Malfoy wrócił z łazienki zrobił bardzo zdegustowaną minę lecz przyłączył się do wspólnej zabawy.
- Jestem cała upaćkana. - westchnęłam.
  We włosach miałam resztki jedzenia. Zresztą wszędzie coś miałam....
- I co, nie było tak źle, prawda? - zapytałam.
- W sumie... - zaczął Draco. - Ujdzie w tłoku.
  Co prawdę nie najedliśmy się ale przynajmniej spędziliśmy trochę więcej czasu wspólnie. Jako drużyna. Zauważyłam, że Ron dużo czasu spędza w swoim dormitorium. Cały czas leżał. Był słaby. Tłumaczył się, że to tylko grypa i niedługo mu przyjdzie. Scarlett, która mu pomogła miała w sobie rzadką moc. Oczywiście musiałam się dowiedzieć dlaczego tak szybko uleczyła Rona. W książce p.t "Niezwykłe moce lecznicze" znalazłam kilka informacji o jej niezwykłym talencie.

Manus Medici - najstarsza sztuka uzdrawiania dłońmi. Na wpływ uzdrawiania ma między innymi wiek uzdrowiciela. Im osoba jest starsza tym ma większą moc. Osoba, która ma około dwadzieścia lat dopiero się uczy. Uzdrowicielami stają się tylko wybrani...

  To by znaczyło, że Scarlett jest wybrana i ma za zadanie pomoc innym. Lecz jest zbyt młoda aby długotrwale pomóc Ronowi. Ona dopiero się uczy. Między nią i Ronem coś iskrzy. Niby nic, a jednak.  To tak się właśnie zaczyna. Szkoda, że na tak krótko. Zainteresowało mnie także zachowanie Blaise'a, który pomimo wypicia dużej ilości alkoholi ma naprawdę spory problem. Tylko, że to nie moja sprawa i nie zamierzam się wtrącać...
  No dobra, mam wielką chęć porozmawiania z Zabinim ale coś mnie powstrzymuje. O tej porze powinien być w bibliotece. Rzeczywiście stał pomiędzy regałami, ale chwila chwila nie był sam. Był z ... Luną?! Granger, nie popadaj w histerię. To na pewno da się jakoś wyjaśnić. Nie całowali się, nie obejmowali, po prostu stali i rozmawiali. Trzymał ją tylko za rękę... Tylko, albo aż. Nie, Luna by tego nie zrobiła Mike'owi. Nie chciałam się w to mieszać dlatego szybko wyszłam z biblioteki. Szłam powoli aby jakoś poukładać swoje myśli.
- Witaj, Granger. - powiedział James.
- O niee. - jęknęłam.
  Przytknął mnie do ściany i złapał za włosy.
- Czego chcesz? - zapytałam.
- Ciebie. - wyszeptał cicho Lestrange. - Jesteś sama w pokoju?
- Tak...
- To się dobrze składa. - odparła James i pociągnął mnie za włosy.
- Puszczaj! - zawołałam.
  Czułam, że nie ma dla mnie ratunku. Jakby na złość nikogo nie było na korytarzu. Głucho, cicho...
Otworzył drzwi do mojego dormitorium, zaczarował je tak aby nikt nie mógł wejść do środka i zaczął się rozbierać.
- Co ty wyprawiasz?! - wrzasnęłam i zaczęłam go odpychać.
- Odbieram to co mi się należy. - wyszeptał Lestrange.
  W odpowiedzi uderzyłam go z całej siły w twarz. Niestety wiedziałam, że tego pożałuje.
- Nie podnoś na mnie ręki, Granger. Bo pożałujesz.
................................................................................................................................................................
  Tym razem to on uderzył mnie z całej siły na łóżko i zaczął rozbierać. Zdzierał ze mnie ubranie i tym samym był coraz bliżej swojego celu. Wyrywałam się ale on był silniejszy. Różdżka znajdowała się dalej niż myślałam. Gryzł mnie tak mocno, że nie mogłam wytrzymać z bólu. Chciałam uciec ale nie mogłam się stamtąd wydostać. Gdy ściągnął ze mnie bieliznę wiedziałam, że to już koniec. Zaczął mnie powoli dotykać. Dotykał moich nagich piersi. Nie mogłam na to patrzeć.Uciekałam wzrokiem. Usta miałam zaciśnięte z bólu. Gdy wszedł we mnie po raz pierwszy łzy same popłynęły po moich policzkach. Nie krzyczałam, to było dla mnie ogromne przeżycie. Wszechogarniający ból tak bardzo mnie sparaliżował, że nie mogłam się poruszyć. Byłam odporna na ból. Poruszał swoim członkiem coraz szybciej i szybciej... Gdy po raz pierwszy na niego spojrzałam miał uśmiech na twarzy. Cały czas błądził palcami  po mojej nagiej skórze, ale ja nie oponowałam. Nie miałam już siły. Gdy skończył czułam się nic niewarta. Moja cnota została perfidnie wykorzystana. Zaczął się powoli ubierać.
............................................................................................................................................................
- Moja matka byłaby ze mnie dumna. - warknął James. - Zemsta jest słodka.
  Nie odpowiadałam. Wyszedł w milczeniu, a ja leżałam wciąż oszołomiona. Nie mogłam uwierzyć w to co się stało. To było jak koszmarny sen. Pierwszy raz w życiu pragnęłam umrzeć. Moje życie było nic niewarte.  Byłam nikim. Zostałam splamiona i jednocześnie naznaczona. Jak ja mogłam na to pozwolić? Wiedziałam, że od dawna się na mnie czai. Moje ruchy były bardzo powolne. Wzięłam zimny prysznic aby zmyć z siebie zapach Jamesa. Zostałam zgwałcona...

26.01.2004r , piątek
  Następnego dnia od razu wróciłam na zajęcia. Nikomu nie powiedziałam. Nie mogłam. Najpierw musiałam sobie sama z tym poradzić. Włosy związałam w luźny kok. Pomalowałam się dość mocno aby zatuszować ślady na mojej twarzy. Szłam powoli cały czas obracając się za siebie. Chyba będzie już tak zawsze. Podeszłam do Ginny aby się przywitać. Byłam małomówna. Harry wraz z Mikiem organizowali wspólną imprezę z okazji zacieśniania więzów magicznych. Podobno McGonnagall zezwoliła na taki wieczorek zapoznawczy. Ja nie miałam ochoty na zabawę. Miałam zamiar wyjechać na weekend do Londynu. Muszę w końcu pozałatwiać sprawy związane z majątkiem i sprzedażą domu rodzinnego. To mi dobrze zrobi.
- Dzień dobry pani dyrektor. Mogę wejść? - zapytałam.
  Pani Dyrektor lekko się uśmiechnęłam i wskazała miejsce gdzie mogę usiąść.
- Co cię do mnie sprowadza, Hermiono? - zapytała profesor McGonnagall.
- Chciałabym pojechać na weekend do Londynu. Mam jeszcze wiele spraw związanych z majątkiem oraz sprzedażą domu rodzinnego. To dla mnie bardzo ważne. - wyjaśniłam.
- Oczywiście, że możesz się tak wybrać. Ale czy na pewno wszystko w porządku, Hermiono?
- Tak, ostatnio mam dużo nauki i jestem trochę zmęczona. - odparłam.
  Pożegnałam panią profesor i wyszłam z gabinetu. Poszłam do swojego dormitorium aby spakować najważniejsze rzeczy. Do dormitorium weszła uśmiechnięta Luna.
- Herm, wyjeżdżasz gdzieś? - zapytała Luna.
- Do Londynu. - odparłam. - Muszę pozałatwiać parę rodzinnych spraw.
- Szkoda, że nie będzie cię na imprezie. - westchnęła dziewczyna.
- Mogę ci się coś zapytać, Luna?
- Oczywiście. O co chodzi?
- Co cię łączy z Blaisem?
- N-nic...
- Widziałam was w bibliotece. Mam nadzieję, że to była tylko koleżeńska rozmowa. Nic więcej.
- Zapewniam cię, że...
- Nie obiecuj, Luna. Ludzie zazwyczaj obiecują więcej niż potrafią zrobić. Blaise ma jakieś problemy, a ja odnoszę wrażenie, że ty mu w jakiś sposób pomagasz. Nie pakuj się w nic.
  Blondynka nic nie powiedziała tylko wyszła. Zapewne się obraziła. Teraz nic mnie to nie obchodziło. Chciałam stamtąd jak najszybciej uciec. Ubrałam się w dżinsy, ocieplaną niebieską kurtkę i wełnianą czapkę. W końcu na dworze było naprawdę bardzo zimno. To mi dobrze zrobi. Będę mogła spojrzeć na wszystko z innej perspektywy. Gdy wychodziłam z zamku natknęłam się na Malfoy'a palącego papierosa.
- Granger, gdzie się wybierasz? - zapytał blondyn wskazując na mój plecak.
- Wyjeżdżam. - odparłam.
- Chyba nie zamierzasz uciec, co?
- Muszę załatwić kilka spraw w Londynie. - odparłam. - Wrócę w poniedziałek. Nie martw się
- Nie martwię się po prostu... - zaczął blondyn. - Uważaj na siebie.
- Jestem już dużą dziewczynką, Malfoy.
  Starałam się trzymać go na dystans ale czułam, że on nie mógłby mi zrobić takiej wielkiej krzywdy jak James. Jednak jak na razie mam dość facetów.
- Wiem, ale wrócisz prawda?
- Oczywiście, że tak. - odparłam lekko się uśmiechając do niego.
- Komu miałbym dogryzać jak nie tobie...
  Blondyn spojrzał mi głęboko w oczy. Nie potrafiłam nic z nich odczytać. Pewnie zaraz powie coś typu "Szlamo, nikt cię nie pokocha... ". Nie chciałam znów przeżywać czegoś takiego. Dlatego się odsunęłam. Poczułam dziwny ucisk w okolicy klatki piersiowej. Może powinnam rzucić się mu prosto w ramiona. Nie wiem. Czuję, że moje zaufanie do mężczyzn jest zerowe dlatego najpierw ja muszę popracować nad sobą. Wiem, że to co się stało to nie moja wina ale ilekroć sobie o tym przypomnę to odczuwam niemal fizyczny ból.
- Na pewno znalazłbyś inną ofiarę. - odparłam i chciałam odejść ale on mnie zatrzymał.
Miałam wrażenie, że chce mi coś powiedzieć.
- Granger, obiecaj, że wrócisz. - powiedział poważnie Draco.
- Obiecuję. - wyszeptałam. - Muszę już iść.
  I odeszłam zabierając wszystkie problemy ze sobą daleko stąd. Wiem, że użalanie nad sobą nic w mojej sytuacji nie pomoże ale chyba muszę się porządnie wypłakać. Wszystkie tajemnice trzymam głęboko w sobie. Czasem chciałabym zabić tego kto mnie naprawdę skrzywdził, a później zabić samą siebie. To jedyne rozwiązanie. Tylko, że zemsta niczego nie rozwiąże. Stanę się taka jak on. A ja tak nie chcę być. Jak pozostać sobą, a jednocześnie stać się kimś o wiele bardziej silniejszym?


***
I jestem. Sądzę, że ten rozdział już jest lepszy od tamtego. Nieidealny ale lepszy. Na tamten nie mogłam patrzeć dlatego zdecydowałam się na napisanie rozdziału :D Wiem, że inaczej na to patrzycie bo gwałt. Nie mówię, że to jest jedyna scena +18 w tym opowiadaniu. Tutaj malutka jest ta scena. Mało rozbudowana. 
Zapraszam do czytania i komentowania. 

Przepraszam za błędy 
Mia

sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 26

11.01.2004r , czwartek
  Ostatnio miałam coraz więcej energii. Nie znałam przyczyny mojego dobrego zachowanie. Nawet gdy widziałam Jamesa czy Malfoy'a szeroko się do nich uśmiechałam. Może dlatego, że dzień rozpoczynam od gimnastyki lub wstaje bardzo wcześnie i jestem bardzo rześka. Nawet Ginny mnie nie poznawała. No cóż od nowego roku czas coś w sobie zmienić. Nie, nie pofarbuję się na fioletowo. Myślałam o ubraniu jakiejś seksownej sukienki. Co prawda to ryzykowne ale w weekend mam prawo chodzić w czym chce. Może zwrócę uwagę jakiegoś przystojnego mężczyzny i zabierze mnie daleko stąd... Byłoby pięknie ale niestety w Hogwarcie takich nie. Są trzy typy mężczyzn. Jedni są przystojni i niezbyt rozgarnięci ale za to bardzo wrażliwi. Drugi typ to przystojni, inteligentni lecz podli i bezuczuciowi, a trzeci typ do których na pewno zalicza się się Harry to z wyglądu nic powalającego ale za to bogate wnętrze i wielkie serce. Luna i Ginny mają chłopaków i cały czas o nich rozprawiają, a ja co? Czuję się jak piąte koło u wozu. Zupełnie niepotrzebna.
- Herm, co powiesz na wspólny wypad w sobotę do Hogsmead? - zapytała Ginny.
- A kto będzie? - zapytałam.
  Nie chciałam być jedyną samotną.
- No ja, Harry, Luna, Mike i Ron. - odparła ruda.
  Czyli zapewne cały ten czas spędzę z Ronem. W sumie dobrze. Zawsze lubiłam się z nim wygłupiać.
- No ok. - odparłam. - Wybiorę się.
  Cóż może się stać?

13.01.2004r , sobota
Dzisiaj trzynasty, szczęście, że nie piątek. Nie jestem przesądna ale dzisiaj jakoś mam złe przeczucia. Nawet sama siebie nie rozumiem. Wraz z Harrym, Ginny, Luną, Mike'em i Ronem około godziny czternastej wybraliśmy się do Hogsmead. Oczywiście były mnóstwo ludzi. Teraz gdy nie ma , śmierciożerców można w końcu normalnie funkcjonować. Na początek poszliśmy do Trzech Mioteł aby się nieco ogrzać i normalnie porozmawiać.
- Ehh... - westchnęła Luna.
- Co jest? - zapytał Mike.
- Malfoy i reszta też tu są. - odparła blondynka. - Gapią się.
  Mimo woli odwróciłam się aby niego spojrzeć. Ku mojemu zdziwieniu nie siedziała koło niego żadna dziewczyna. I wtedy nasze oczy się spotkały. Przy stole Malfoy'a siedziała Scarlett, James, Blaise i jeśli się  nie mylę to Nott ale nie byłam tego aż tak bardzo pewna.
- Wierzycie, że już niedługo nasze drogi się rozstaną...? - westchnął pytająco Ron.
- Co ty wygadujesz? - zapytała ruda. - Jesteś moim bratem. Nigdy się od ciebie nie uwolnię.
  I wtedy Ron spojrzał tak bardzo wymownie, że wymowniej się nie da.
- Herm, nie pogniewasz się na nas jak pójdziemy wraz z Ginny i chłopakami do Kawiarni Pani Puddifoot? - zapytał przepraszająco Luna.
 Nie byłam na nią zła. Rozumiałam, że chce spędzić trochę czasu wraz ze swoim chłopakiem.
- Idźcie. Przecież nie będziemy na was źli, prawda Ron? - odparłam.
  Poszli, a ja zostałam sam na sam z Ronem.
- Musisz im powiedzieć. - odparłam.
- Nie, tak będzie lepiej.
  Niby zachowywał się normalnie ale zauważyłam, że zaczął mówić wolniej, chodzić wolniej, starał się nie przemęczać. Z tego co słyszałam to zrezygnował z Qudditchu. W pubie nie zamówił żadnego alkoholu, a poza tym uważa na to co je.
- Jest ci bardzo ciężko. Nie lepiej zrzucić ten ciężar? - zaproponowałam.
- Nie chcę żeby się o mnie martwili. - wyjaśnił Ron.
- Nie ma żadnego ratunku? - zapytałam zdesperowana.
  Mimowolnie w moich oczach pojawiły się łzy.
- Hermiono.... -odparł mój przyjaciel i usiadł obok mnie.
Delikatnie mnie objął.
- Ooo widzę, że romans kwitnie. - zakpił Draco.
  Stał naprzeciwko nas. Jego wyraz twarzy był wciąż nieodgadniony. Chciałam aby zostawił nas w spokoju.
- Nikt cię tu nie zapraszał, Malfoy. - odparłam.
- Ależ oczywiście. Nie będę przeszkadzał miłości. - powiedział cicho Draco i odszedł do swojego stolika.
  Spojrzałam na Rona, który zaczął się  krzywić z bólu.
- Ron co jest?! - zawołałam przerażona.
  Mój przyjaciel złapał się za serce i zaczął zwijać się z bólu.
- O mój Boże! - wykrzyknęłam. - Niech mi ktoś pomoże.
  Od razu przybiegła do nas Scarlett.
- Odsuń się Granger. - powiedziała dziewczyna podeszła do Rona.
  Malfoy i Zabini położyli Rona delikatnie na ziemi. Scarlett sprawdziła puls chorego. Okazało się, że był znacznie zwiększony. Rozpięła mu koszulę i zaczęła masować jego nagi tors. Nie wiem co zrobiła ale ból po dziesięciu minutach całkowicie zniknął.
- Co zrobiłaś? - zapytałam.
- Po prostu podziękuj. - odparła siostra Malfoy'a. - Czasem tak pomagam ludziom.
- Dziękuję, ale...
  Ron powoli doszedł do siebie. Podszedł do Scarlett i ją przytulił do siebie.
- Dziękuję. - wyszeptał Weasley.
  Odniosłam wrażenie, że tych dwoje coś łączy lub to dopiero zalążek tego co może ich łączyć.
- Ale mnie przestraszyłeś.  - westchnęłam.
Spojrzałam na Draco i Blase'a. Oni też pomogli.
- Dziękuję wam za pomoc chłopaki. - odparłam.
  Oni tylko kiwnęli głową. Zauważyłam, że do pubu wracają  Ginny, Harry, Luna i Mike. Byli szczęśliwi, uśmiechnięci. Może Ron ma rację. Nie należy im mówić prawdy. Gdy podeszli do naszego stolika udaliśmy, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.

***
16.01.2004r , wtorek 
Kochany pamiętniku, 
  może i Ronnie była nieznośna ale teraz mieszkam sama w dormitorium i czuję się naprawdę przybita. Samą nauką człowiek nie żyje. Zauważyłam, że spadł śnieg. Po lekcjach ubrałam się ciepło i wyszłam z zamku aby powdychać to świeże mroźne powietrze. Nie tylko ja tak myślałam. W sumie nie spodziewałam się, że go tutaj zobaczę. Zabini siedział samotnie na dworze i popijał Ognistą Whisky. 
- Zabini, co ty wyprawiasz? - zapytałam. 
- Zjebałem sobie życie Granger hik... - westchnął Blaise. 
- Dlaczego? 
  Wymownie się na mnie spojrzał. 
- Ej, mi możesz zaufać. - powiedziałam. 
- Masz szczęście Granger, że nie jesteś czystej krwi. - powiedział Blaise. 
- Nie rozumiem...
- Nikt nie mówi ci co masz robić. Jesteś panią swojego losu hik, ale w mojej rodzinie hik, wszystko jest nie tak jak powinno być... 
  Był pijany. Nie dawał rady nawet się poruszyć. Musiałam mu pomóc. Złapałam go za ramię i mimowolnie zaprowadziłam do dormitorium. Ostatnią jestem dobrą duszą. Ratuję wszystkich dookoła. I w dodatku bezinteresownie. Położyłam go do łóżka i poszłam w stronę wyjścia. Podczas zimy Hogwart wyglądał naprawdę przepięknie. Cóż, każdy ma jakieś problemy. Ja na przykład tęsknię za rodzicami ale nie upijam się z tego powodu. Alkohol to nie jest wyjście z kłopotów. Trzeba stawić czoło rzeczywistości....
  Zima to jedna z moich ulubionych pór roku. Szkoda, że nie mogę jej spędzać z kimś. Tęsknota za miłością jest bardzo dotkliwa lecz z drugiej strony wolę naprawdę się zakochać niż być z kimś kto mnie nie szanuje i myśli tylko o sobie. Wiem, że brzmi to dość wymownie ale nie chodzi mi podłego arystokratę z niebieskimi oczami i tlenionymi blond włosami. Spacerując i jednocześnie wpisując coś w pamiętniku czuję się spełniona....
- Auć. - zawołałam. - Malfoy uważaj!
  Uderzyłam w niego i jednocześnie mój pamiętnik upadł na śnieg. Będzie cały mokry! Draco był szybszy i złapał go do ręki.
- Zostaw mój pamiętnik! - zawołałam i zaczęłam drapać go po rękach.
  Jeśli on cokolwiek przeczyta już mi nigdy nie da spokoju. Będę musiała się tłumaczyć z tego co do niego czuję. Boże, ja nic do niego nie czuję!
- Ciekaw jestem co o mnie napisałaś... - powiedział Draco i zatrzymał się na pierwszej stronie.
  Dzięki Bogu, tam go zmieszałam z błotem. Miałam do niego pretensje, że nie powstrzymał swojej głupiej ciotki. Miałam zamiar kopnąć go z całej siły ale zamknął pamiętnik i mi go podał.
- Naprawdę mnie tak postrzegasz? - zapytał Malfoy.
- Ja...
- Wciąż mnie obwiniasz o to co ci zrobiła ciotka Bellatrix. ..- stwierdził Draco.
- Nie mam ci tego za złe. - odparłam.
- Granger, nie kłam. Wiem jak jest. - odparł Malfoy.
- Na mnie już czas. - powiedziałam.
-  Nie uciekaj. Daj mi wytłumaczyć. - poprosił Draco. - Nawet nie wiesz jak bardzo żałuję tego co się wtedy stało ale czasu nie cofnę i ty także. Nie wracaj do przeszłości. Skup się na teraźniejszości.
- Nie mów co mam robić, Malfoy. - warknęłam
- Zawsze taka harda... i słodka.
- Słucham? - zapytałam. - Co mówiłeś?
- Że jesteś harda. - wyjaśnił Draco.
- I nic więcej?
- A co niby?
- Ehhh, chyba się przesłyszałam...

***
Rozdział jest ale ogólnie nie jestem z niego zadowolona. Jakoś nie miałam weny. Dużo się dzieje i jakoś skupić się nie mogłam. Piszę miniaturkę ale utknęłam w jednym miejscu i nie wiem jak opisać dalszy ciąg. 
Zapraszam do czytania i komentowania. 
Przepraszam za błędy. 

Mia

sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział 25

04.01.2004r piątek
  Jakoś dziś ogarnęło mnie niesamowite przygnębienie. Nawet nie potrafię tego wytłumaczyć. Chyba pojawienie się Ronnie tak na mnie podziałało. Wpadła jak burza tym samym mnie budząc. Około szóstej musiałam wstać z łózka i jej wysłuchiwać. Zaczęła się chwalić tym co dostała. Perfumy, który dla niej przygotowałam rzuciła gdzieś w kąt. W sumie spodziewałam się tego po niej. Jest jędzą i nic tego nie zmieni. Szantażuje Draco i tym samym zmusza go do spędzania z nią czasu. No cóż, nie wiem co bym zrobiła na jej miejscu. Na pewno pragnęłabym zemsty ale to co ona wyprawia jest coraz bardziej chore. Chcąc nie chcąc musiałam znosić jej obecność. Od razu przypomniała mi się choroba Rona i nasz wspólny pocałunek. Dla mnie nic nie znaczył ale dla Rona? Jest chory i nie chcę go niczym obrazić. Co nie zmienia faktu, że nie jestem w nim zakochana. Nikogo nie można zmusić do miłości. Wykąpałam się, ubrałam w czyste rzeczy, wysuszyłam moje wiecznie niepoukładane włosy i poszłam do Wielkiej Sali. Usiadłam przy stole i przygotowałam sobie śniadanie. Było dość wcześnie dlatego większość uczniów jeszcze spała.
- Herm, widziałaś? - zapytał Mike.
  Nawet nie zauważyłam jak do mnie podszedł.
- Co takiego? - zapytałam głupio.
  Wciął byłam lekko nieogarnięta.
- To chyba nowa uczennica. - wyjaśnił Mike i wskazując burzę, rudych kręconych włosów. - Nie kojarzę jej, a ty?
  Wyglądała na w miarę sympatyczną. Była niska, miała kręcone, rude włosy oraz cały czas rozglądała się na boki. Chyba kogoś szukała. Pewnie czuła się niepewnie. Dlatego postanowiłam, że do niej podejdę.
- Cześć, jesteś tu nowa prawda? - zapytała nieśmiało się do niej uśmiechając. - Jak się nazywasz?
- McLain. Kelly McLain. - odparła dziewczyna. - A ty jesteś Hermiona Granger. Miło cię poznać.
- Taak. - odparłam.
  Dopiero teraz do mnie dotarło, że Malfoy mi o niej wspominał. To jest ta przyjaciółka Ronnie! Pewnie szuka Draco.
- Szukasz kogoś? - zapytałam.
- Draco Malfoy, znasz go?
- Tak. Chyba wiem gdzie może się znajdować. - odparłam.
  Przeczuwałam, że Draco znajduje się w swoim dormitorium i smacznie śpi. Nigdy nie był rannym ptaszkiem ale znajdował czas aby ułożyć sobie ładnie włosy. Dlaczego ja tak nie potrafię, no dlaczego? Ogólnie był taki plan aby nigdy więcej nie zbliżać się do Malfoy'a. Tym razem to wyższa konieczność. Cóż, jak przewidziałam Malfoy spał w najlepsze w swoim dormitorium. Jak na chłopaka miał całkiem niezły porządek.
- Malfoy, obudź się. - odparłam.
- Co do cholery?! - zawołał zdenerwowany blondyn. - Granger, co chcesz?
- Ja nic. Kelly chciała z tobą porozmawiać. - odparła.
- Kelly... Jaka Kelly?
- McLain. - odezwała się dziewczyna. - Pisałeś do mnie. Nie pamiętasz już?
- No tak. Chyba nie mam na sobie bielizny...
- Śpisz bez? - zapytałam zniesmaczona.
- Nie wiadomo kto przyjdzie do mnie nocą, prawda Granger?
- Nie wiem o czym mówisz. - powiedziałam. - Lepiej się ubierz.
- To lepiej się odwróćcie się dziewczynki. Jeszcze nie jesteście na to gotowe. - odparł Draco.
  Odwróciłyśmy się choć szczerze mówiąc byłam ciekawa. Nie jestem jakaś zboczona czy coś ale ciekawość zżerała mnie od środka. Dziewczyny, które z nim sypiały chwaliły się, że Malfoy to specjalista w sprawach łóżkowych. Dobra, koniec Granger, nawet o tym nie myśl.
- Już. - odparł blondyn.
- To ja was zostawię. - powiedziałam.
- Nie, zostań. - sprzeciwił się Malfoy.
- Więc jak się sprawy mają? - zapytała Kelly.
- Ronnie mnie szantażuje, że się wszystko wyda jeśli nie będę spełniać jej zachcianek, grozi mi, ja dziewczyn nie biję dlatego jest to dla mnie zupełnie nowa sytuacja. Ona zachowuje się bardzo nieracjonalnie. Ta dziewczyna jest niebezpieczna. Nie umie posługiwać się nawet różdżką.
- Porozmawiam z nią. Jeśli nie uda mi się jej przekonać do wyjazdu to będę musiała użyć siły. Zapewniam, że zniknie z twojego życia jak najszybciej. Od dłuższego czasu ma depresje. Nie umie się pogodzić z śmiercią Alexa dlatego szuka zemsty. Ty niczemu nie byłeś winny. Nie zabiłeś go świadomie. Byłeś do tego zmuszony ale ona tego nie rozumie. No cóż, dziękuję za informacje, Draco.
  Dziewczyna wyszła, a ja zostałam wraz z Draco w dormitorium.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - zapytałam.
- Czego niby?
- Że użyto na tobie Imperiusa. Bo użyto, prawda? Zrozumiałam to między wierszami, Malfoy.
- A czy to by coś zmieniło?
- Tak, choć po części. - odparłam. - Przynajmniej spróbowałabym zrozumieć twoje postępowanie.
  Blondyn milczał. To był znam, że czas na mnie. Nie miał zamiaru ze mną szczerze porozmawiać. Prosić się o to nie będę. Poza tym widok jego nagiej klatki piersiowej trochę mnie peszył. Nie wspominałam o liście. Nie chciałam o tym rozmawiać. Widocznie to co napisał to były tylko puste słowa.
- Granger, jesteś nic nieznaczącą szlamą. Nie obchodzi mnie to co o mnie myślisz, rozumiesz?
- Zrozumiałam. - odparłam. - Jesteś najpodlejszym człowiekiem jakiego znam.
  I wyszłam nawet na niego nie patrząc. Nienawidzę go! Będą w drodze do dormitorium natknęłam się na roześmianego Rona.
- Hej, Hermiono. Co ty taka przybita od samego rana? - zapytał Weasley.
- Nie mam powodów do szczęścia, niestety. - odparłam.
- Chodź, przytul się. - odparł Ron.
  Z wielką chęcią się do niego przytuliłam.
- Malfoy, czego tu szukasz? - zapytał ostro Ron.
  Odwróciłam się i ujrzałam twarz zdenerwowanego Draco.
- A więc to tak... - warknął Draco.
  I odszedł. Usłyszałam dobiegające krzyki w dormitorium. Słychać było ostry krzyk Kelly, która chciała jakoś zmienić postępowanie Ronnie. Kelly była o wiele lepszą czarodziejką. Udało jej się odebrać różdżkę przyjaciółce i tym samym pozbyć się jej Hogwartu.
- Ona już tu nie wróci. - oznajmiła Kelly. - Ja tego dopilnuję osobiście.
- A nie chcesz się zapisać do Hogwartu? - zapytałam.
- Właściwie to właśnie ja miałam być nową uczennicą w Hogwarcie ale Ronnie odebrała mi tą szansę. Może kiedyś... - westchnęła Kelly.
- Powinna się cieszyć, że ma taką przyjaciółkę. - odparłam.
- W każdym razie, powiedz Draco że od dzisiaj jest wolny i nie musi się niczym martwić.
  I zniknęła mi z oczu. Malfoy, ku mojemu zdziwieniu znajdował się w bibliotece i czytał książkę.
- Malfoy, Kelly pozbyła się Ronnie z Hogwartu. - odparłam. - Od dzisiaj jesteś wolnym człowiekiem.
    Byłam dla niego zimna i oschła przynajmniej próbowałam taka być.
- Dzięki za informację, Granger. - odparł Draco.
  On też starał się trzymać dystans między nami. Wychodząc natknęłam się na Jamesa, który najwyraźniej za mną szedł.
- Hermiono, ja miło cię widzieć. - zakpił James.
- Odwal się. - powiedziałam.
  Dawno z nim nie rozmawiałam. Myślałam, że może dał sobie ze mną spokój ale widocznie się pomyliłam.
- Czego chcesz? - zapytałam.
- Ciebie.
  Nie widziałam co on kombinuje. Złapał mnie za biodra i wymusił na mnie pocałunek. Nie chciałam go dotykać, a o pocałunku nie wspomnę.
- Na początku naszej znajomości byłaś dla mnie o wiele milsza, a teraz? Nieładnie z twojej strony...
- Wtedy nie wiedziałam, że jesteś takim chamem! - zawołałam.
  Próbowałam się jakoś wyrwać z jego objęci. Nadaremnie. Był zbyt silny.
- Jeszcze odbiorę to co mi się należy. Mój kuzyn na pewno nie będzie od mnie lepszy. - odparł James i gwałtownie mnie puścił.
  Tak gwałtownie, że upadłam na podłogę. Jako on może tak traktować kobiety, no jak?! Nie mogę patrzeć ani na Draco ani na Jamesa!


***
Nowy rozdział. Wiem, że Draco jest podły i na pewno długo taki będzie. Gdyby był miły straciłby swój urok. Czy Ronnie wróci? Nie wiem ale na pewno nie zniknie na zawsze jeszcze o niej wspomnę. 
Zapraszam do czytania i komentowania. 
Przepraszam za błędy. 
Mia